Mój syn stoczył pierwszą, i to od razu wygraną, walkę z owadem. Latającego stwora roztarł sobie na twarzy tak, że do dziś nie wiemy czy to był komar czy może muszka... Mimo, że owad starcia z młodym nie przeżył zostawił mu ugryzienie przy oku wielkości pięciozłotówki, a następnego dnia oko Franiowi tak spuchło, że nie był w stanie go otworzyć. Więc z samego rana, a była to niedziela, popędziliśmy do szpitala by Franusia obejrzał lekarz. No i biedny dostał zastrzyk i zalecenia do podawania zyrtecu, wapna i okładów z soli fizjologicznej na oczko no i dostaliśmy zakaz wychodzenia na słońce przez cały dzień.
Na zdjęciu Franuś już po zastrzyku.
Oczko powoli wraca
Nie róbcie mi więcej zdjęć w takim stanie!!!
W poniedziałek było pochmurno więc zdecydowaliśmy się wyjść
A w domu umilaliśmy dłużący się czas Franiowi kąpielą z tabletkami musującymi z Rossmanna
Mama zajadała się sałatką według Franka z "robakami"
A tak bawił się Franuś w ogrodzie przed pamiętną walką!
Czyli dobre złego początki...
I jedno co nas teraz martwi to to, że sezon na owady dopiero się rozpoczyna. Już się boję co będzie dalej :(
No nic zapasy wapna, soli fizjologicznej i zyrtecu w domu są! Spreje przeciw owadom również! A moskitiera czeka na wstawienie w okna w domu.